Marzy Ci się stworzenie własny produkt cyfrowy W ramach cyklu Ola Gości przeprowadziłam rozmowę z Magdą Pawłowską o pierwszych krokach do własnego produktu online. Dowiesz się, dlaczego warto, co jest niezbędne, by zacząć i czego zdecydowanie nie możesz pominąć, przy tworzeniu swoich produktów cyfrowych.
Porozmawiałyśmy z Magdą o:
- Jaki produkt warto stworzyć na początek?
- Czy warto tworzyć produkt cyfrowy, jeśli mam małą społeczność?
- W jakich branżach sprawdzi się produkt cyfrowy?
- Od czego zacząć tworzenie produktu cyfrowego?
- Jakbyś miała udzielić jednej najważniejsze rady dla osób tworzących własnych produkt online, to co byś powiedziała?
Pierwszy produkt cyfrowy — webinar
Ola: Magda jest autorką książki i autorką szeregu kursów online. Dzisiaj będziemy Was zapraszać na świetny webinar Magdy, który będzie już niedługo. Może powiemy o tym najpierw?
Magda: Jasne, możemy powiedzieć. To będzie webinar, który będę przeprowadzała 14 października na żywo. Będę odpowiadała na wszystkie pytania, a webinar jest przeznaczony dla osób, które chcą stworzyć swój pierwszy produkt. Nie tylko kurs online — może stronę abonamentową czy jakiegoś e-booka. Będę tłumaczyła, jak do tego podejść, jak to stworzyć i sprzedać.
Jaki produkt stworzyć na start?
Ola: A dzisiaj na lajwie porozmawiamy o tym, jak zacząć realizować własny produkt cyfrowy, czyli od czego zacząć na starcie? Pierwsze pytanie, które mam do Ciebie dotyczy sytuacji, gdy dopiero zaczynamy. Chcemy zacząć zarabiać online. Widzimy w tym ogromną wartość, że właśnie możemy pracować tam, gdzie chcemy i kiedy chcemy. To idealna sprawa np. dla osób, które chcą się przekwalifikować bądź coś się zmienia w ich życiu — są to na przykład kobiety, które są młodymi mamami i chciałyby zacząć pracować w domu np. na drzemkach malucha, albo po prostu być bliżej. Obydwie jesteśmy młodymi mamami, więc ten temat akurat jest dla nas na bieżąco. Co byś poradziła takim osobom? Jaki produkt mogłyby stworzyć takie osoby na start?
Typy produktów cyfrowych na start
Magda: To jest bardzo dobre pytanie, dlatego że od tego dużo zależy! Jeśli dobrze zaczniemy, to otworzymy sobie tak naprawdę możliwość sukcesu, bo często jest tak, że jak współpracuję z osobami, to pierwsze produkty, jakie chcą stworzyć, to są od razu ogromne kursy online. Takie, gdzie po prostu całą swoją wiedzą chcą zapakować w jeden produkt i wychodzi na to, że co najmniej ze 100 godzin nagrań należałoby zrobić. To jest złe podejście.
Produkty na żywo i evergreen
Ja dzielę produkty cyfrowe, na produkty, które dostarczamy na żywo oraz produkty takie evergreen, czyli takie, które zawsze możemy sprzedawać w naszym sklepie, czy w kampaniach. Na sam początek radzę stworzyć takie, które możemy stworzyć i dostarczyć na żywo. Wtedy czas produkcji i realizacji będzie bardzo krótki.
Wtedy czas, kiedy możemy rozpocząć sprzedaż jest bardzo krótki. Ludzie też często pytają, ile tych stron w e-booku musi być. Sama nazwa jest też trochę myląca. Niektórzy na 3 strony zamknięte w formacie PDF mówią już e-book, a często e-book to także książka mająca 250 stron.
Musimy sobie uświadomić, że jeżeli to ma być produkt płatny, to musi tam być też odpowiednia ilość i wiedzy i materiałów, żeby po prostu było to warte tych pieniędzy, za które chcemy to sprzedawać.
E-book jest genialny na początek na początek. Genialne też są te produkty, które możemy dostarczyć na żywo, czyli na przykład jakaś forma mastermindu dla 6 osób. To są takie produkty bezpieczne.
Jak nam się uda, czyli jak to zrobimy i sprzedamy, to przetestujemy się w tym i będziemy mieli takie “WOW to działa!”. Wtedy możemy zabrać się za stworzenie kursu online, czyli możemy zadedykować kolejny miesiąc na to, że nagram i edytuję film, przygotuje platformę i tak dalej. Mamy większą motywację do kolejnego kroku.
E-book na początek — jak się za to zabrać?
Ola: Super! Ja jeszcze ze swojej strony chciałabym powiedzieć, jak to u mnie wyglądało. Ja też zaczynałam od e-booka i uważam, że jest on świetnym rozwiązaniem na start, z tego powodu, że jest niskokosztowy. W ogóle swojego pierwszego e-booka złożyłam w Wordzie. Dziś też to robię, ale w InDesign. Można to też zrobić w Canvie! Można wykorzystać szablony — czy to bezpłatne, czy to wykupić. I to naprawdę nie jest coś nieosiągalnego, nawet jeśli nie mamy budżetu na to, żeby zatrudnić kogoś, kto to będzie składał.
W przypadku płatnych produktów na pewno przyda się korekta. Unikniemy wtedy literówek, błędów ortograficznych i tak dalej. Gdzieś tam na pozostałych rzeczach można zaoszczędzić. A mastermind, o którym mówisz to turbo fajna rzecz, bo po tym możemy poznać właśnie problemy, jakieś bolączki naszych odbiorców — w takim mały gronie. Może to mieć też przełożenie na to, by później tworzyć jeszcze lepsze materiały.
Magda: Często też słyszę od swoich klientów, którzy zaczynają “ale ja jestem nietechniczna”, “nie potrafię” a później te osoby odpalają sobie Canvę i po 5-10 minutach nauki, jak to wygląda i jak się obsługuje dany program, te same osoby mówią “ale to jest przecież proste!”. I nie będą już nikomu nic oddawać, tylko same się zabiorą za skład e-booka. To znowu pokazuje, jak dużo zależy od naszego nastawiania, żeby po prostu otworzyć się na to.
Wyrzucić do kosza te etykiety “ja nie jestem techniczna” i po prostu zacząć coś robić. Mamy dziś narzędzia, które naprawdę wiele rzeczy nam umożliwiają. Nawet jeśli ktoś nie był na studiach związanych z technologią, to spokojnie sobie poradzi.
Co jeśli nie mam społeczności?
Ola: Dokładnie. A powiedz mi Magda, jeszcze mam takie pytanie. Jest dużo osób, które zaczynają i gdzieś pojawia się przekonanie, że “O Boże, to bez sensu w ogóle do tego podchodzić, przecież ja nie mam społeczności!”. Jak sobie poradzić z takim przekonaniem?
Magda: To pytanie na zasadzie co było pierwsze: kura, czy jajko? Możemy debatować, bo znam bardzo dużo przykładów, gdzie osoby zaczynały od budowania społeczności, ale społeczność nie była przygotowana do tego, żeby coś pobierać, kupować i wtedy trzeba było przeprowadzać cały proces edukacji tej grupy, że “teraz kliknij tu”, “zrób coś tam”. Oni po prostu nie byli do tego przyzwyczajeni.
Kiedy wypuścić produkt?
Tak samo znam przykłady osób, które zaczynały totalnie od zera i od razu kampania swojego pierwszego, małego i niedrogiego produktu (niedrogiego, czy do 500 zł) budowały społeczność. Kampania za kampanią, wyzwanie za wyzwaniem. Dzięki takiemu podejściu, że kropla drąży skałę, po prostu osiągały to, co ostatecznie chcemy, czyli fajną społeczność i produkt, który się sprzedaje.
Także cudownie jest, jeśli mamy już tę społeczność, bo mamy wtedy już naszych potencjalnych klientów. Kogoś, kto jest zainteresowany tym, co robimy. Ale ważne, żeby to byli ludzie, którzy naprawdę są zainteresowani tym, co robimy, a nie kuzyni, kuzynostwo i po prostu jacyś znajomi z podstawówki, którzy oczywiście mogą być fanami tego, co robimy, ale nie będą np., nigdy naszymi klientami.
Czy społeczność interesuje nasz produkt?
Jakość tej społeczności jest niezmiernie ważna. Choć wiem, jak tutaj nasze ego po prostu bardzo chce, by te liczby były jak największe, to musimy zwrócić uwagę na to, czy nasza społeczność jest faktycznie zainteresowana tym, co robimy, czy ma problem, który my chcemy rozwiązać i czy szuka rozwiązania na tej problem. Jeżeli szuka, to trafi wtedy na nas i nasza oferta będzie dla niej odpowiednia.
Cudownie, jak mamy tę społeczność, ale jeżeli nie mamy, to od razu możemy rozpocząć jej budowanie na przykład bezpłatnym wyzwaniem, na którego koniec zaproponujemy dla nich ofertę. To właśnie może być ten mastermind i wyłonimy z tej małej grupy 6 osób, które pójdą z nami dalej.
Znam też przykłady osób, które robiły wyzwanie raz w miesiącu i w ciągu roku zbudowały ogromną społeczność, bo ta kropla drąży skałę.
Spotkałam się też z kilkoma przypadkami takich osób, co to najpierw myślały, że muszą ogromną społeczność stworzyć, zanim stworzą jakiś produkt i potem okazywało się, że jak się ten produkt pojawił, to w sumie nie było aż takiego dużego zainteresowania, bo te osoby wśród społeczności nie było gotowe.
Ola. To bardzo istotne, o czym mówisz. Powiem jeszcze, jak to wyglądało u mnie. Jak zakładałam w grudniu 2015 roku bloga, to pierwszy produkt zaczęłam tworzyć od razu. Mówiłam o tym na blogu i już wtedy pojawiły się pierwsze osoby, które na niego czekały. E-book pojawił się po 3 miesiącach w marcu.
Wiadomo, że w ciągu tych 3 miesięcy trochę osób doszło, ale nie były to jakieś niesamowite liczby. Może kilkaset osób i wśród nich moja mama. To były osoby zainteresowane tematem, rzeczywiście ktoś tam kupował i w ten sposób, a także na różnych bezpłatnych materiałach powoli zaczęło się to wszystko rozwijać.
Co najpierw: społeczność czy produkt?
Więc wracając do tego, co powiedziałaś na początku — co było pierwsze: kura czy jajko? Myślę, że możemy to rozwijać dwutorowo.
Magda: Dokładnie w moim przypadku tak było — najpierw miałam fanpage, który był stworzony do zupełnie innego tematu, dlatego że w dawnych latach, dawno temu i nieprawda startowałam w wyborach samorządowych.
Wtedy pierwszy raz ten fanpage założyłam do innego celu — służył do promocji mnie i moich propozycji dla mieszkańców: co tam chciałabym zmienić, gdy zostanę politykiem. Na całe szczęście tym politykiem nie zostałam, natomiast oczywiście w trakcie kampanii dużo się nauczyłam i w tracie tych chyba około 6 miesięcy na tym fanpage uzbierało się niecałe 1000 osób. On sobie później tak leżakował, bo nic z nim nie robiłam.
Zmiana tematyki fanpage
Zajęłam się rozbudową agencji marketingowej no i w pewnym momencie mówię: “Okej, dobrze to wychodzi moja książka”, to trzeba zacząć budować jakąś społeczność, albo w ogóle powiedzieć ludziom, że ja wróciłam i o czym będę mówiła. Wiele osób odeszło, bo nie było tym zainteresowanych, ale sporo też zostało. Na bazie tych kilkuset osób, które zostały, budowałam swój fanpage. Teraz mam na tym fanpage’u te kilkanaście tysięcy osób i oni po prostu sobie dochodząc cały czas.
Oczywiście od tego momentu jest to marketing i marketing online, natomiast jeżeli mamy taką grupę, która chce z nami być, to oni są też takimi fajnymi ambasadorami. Ale co ważne — my musimy tej społeczności wprost powiedzieć, czym się zajmujemy, by było to dla nich czytelne i by mogli podjąć decyzję, czy z nami zostają i ich to interesuje, czy po prostu odchodzą, bo akurat ten temat nie jest dla nich interesujących.
Zacząć tworzyć, mając, z tym że te działania, które jako pierwsze będziemy podejmować, muszą służyć tworzeniu społeczności, czyli tutaj rekomenduje ukochane przez nas wyzwania. Moim zdaniem to super metoda.
Oczywiście, gdy będziemy zakładać nasze kanały, ja rekomenduję założyć grupę na Facebooku, dlatego, że obserwując, jak działa ostatnio algorytm Facebooka to grupa będzie idealna do budowania społeczności. Polecam także reklamy na fanpage pod kątem wizerunkowym.
Jedna główna platforma społecznościowa
Jedną z takich moich mantr jest, by zacząć od jednej platformy społecznościowej, a kolejne traktować jako takie kanały dystrybucji. Jeżeli skupimy się na tym Facebooku i tworzymy materiały do naszej grupy, bo chcemy tam budować naszą społeczność, to niech ono będzie prowadzone w grupie. Co innego, gdy tworzymy jakiegoś rodzaju content, wtedy możemy go dystrybuować na Instagram, LinkedIn, czy nawet na YouTube, jeśli to forma video.
Natomiast chodzi o to, by na samym początku nie skupiać się na tym, by być mistrzem wszystkich platform jednocześnie, bo to jest po prostu niemożliwe, bo jest zbyt dużo do ogarnięcia. No, chyba że mamy duży zespół.
Co jeśli w mojej branży się nie da?
Ola: Super! Wszystko ładnie, pięknie, ale mamy jeszcze kolejne przekonanie: “Co jeśli w mojej branży tak się nie da?”. Produkty cyfrowe są tylko dla wybranych branż np. branży edukacyjnej, beauty, a ja mam branżę od czapy i co wtedy? Magda ratuj!
4 Komentarze
Webinar bardzo ciekawy. Ale z perspektywy nieco technicznej osoby, kołacze mi pewne refleksja.
Budowanie stron na WordPress, prace w Canvie itd. Jasne, że można, a nawet trzeba, jeśli ma się chęci! 🙂
Tylko jest w tym zakulisowa rzecz. Stawiając stronę na WordPressie przy pomocy np. Divi, nie będziemy ciągle webmasterem. Można dużo, można zbudować niejedną świetną witrynę. Ale przychodzą schody, kiedy trzeba np. dobrze zoptymalizować witrynę, dodać coś customowego do strony. Cokolwiek, co wykracza poza Divi lub wtyczkę. Same użycie WordPressa nie czyni z kogoś webmastera. Ale za to można postawić witrynę, często dość fajną! 🙂
Tak samo Canva… Również jestem zaskoczony jego przyjaznością. Nie jestem grafikiem, ale często wykonuję rzeczy z tej dziedziny. I jakiś czas temu musiałem zaprojektować ulotkę. Niezbyt miałem ochotę, wenę, odpalałem aplikację i zamykałem. Sprawdziłem Canvę i szybkim tokiem, krótko i przyjemnie miałem ulotkę. Świetne narzędzie! 🙂
Tylko, że użycie Canvy oznacza, że jesteśmy już grafikiem? Tematyka jest świetna, webinary też, ogólnie jestem za! 🙂 Naprawdę warto posiadać taką wiedzę i umiejętności. Tylko czy to nie tworzy u niektórych trochę przekolorowanego obrazu, że znając WordPressa, Canvę itd, przeskakują różne kwestie i są już “Pro”. Na co mi webmaster, kiedy mam WordPressa. Albo na co mi grafik, kiedy mam Canvę.
I to jest fajnie omówiony temat, trafiłam przypadkiem a zostanę na dłużej 🙂
Ciekawy artykuł….
Mam nadzieję, że więcej się takich pojawi.
Tak się właśnie zastanawiam, czy potrafiłbym się przebranżowić z fizycznych produktów na cyfrowe. Z jednej strony odpadają mi koszty produkcji fizycznego produktu, magazynowanie, wysyłki, z drugiej zaś nie wiem jak bym sobie poradził z piractwem.