Prowadzę swoją firmę od czterech lat. W tym czasie pracowałam dla ponad 100 klientów nad ponad dwustoma stronami internetowymi. W większości przypadków są to długotrwałe relacje, moi klienci chętnie polecają mnie i wracają, gdy pojawia się kolejny projekt do realizacji.
Ale czy zawsze jest tak kolorowo?
Niestety nie zawsze… Zdarzają się przypadki, w których współpracę wspominam niezbyt miło. Na szczęście wśród setki klientów były to raczej sporadyczne przypadki, które mogę policzyć na palcach jednej ręki. Nie uważam jednak tych projektów za stracone, ponieważ część z nich zaowocowała dodatkowymi punktami w mojej umowie oraz stworzeniem listy typów klientów, z którymi nie chcę współpracować. Już na etapie przygotowywania oferty zwracam uwagę na pewne utarte zwroty i zachowania, które zapalają mi czerwoną lampkę, że współpraca z tym klientem może mi przynieść tylko niepotrzebne nerwy.
ASAP
Klienci, których nazywam “ASAP” zazwyczaj sami mają problemy z planowaniem prac i zostawiają wszystko na ostatnią chwilę i w ten sposób krótkie terminy przerzucają na wykonawcę. Często są zdolni zapłacić więcej za krótszą realizację zlecenia. Wszystko jest ok, jeśli termin jest realny. W przeciwnym wypadku – pojawia się wtedy problem niedosypiania, pracy po godzinach, zaniedbania innych obowiązków lub nawet przerzucania wcześniej zaplanowanych prac na inne terminy. Może to sprawić, że staniesz się nieterminowy w stosunku do innych swoich klientów. Zdecydowanie nie polecam takiego podejścia.
Nie podejmuję się projektów do wykonania na wczoraj. Tej zasady trzymam się od początku swojej działalności. Wiem, że nie potrafię pracować pod presją czasu i szkoda moich nerwów na taką współpracę. Wolę podać dłuższy termin i stworzyć dobry jakościowo projekt, niż pod presją czasu stworzyć byle jakie dzieło.
Oczywiście podejmuję się czasem zleceń z krótszym terminem, ale tylko wtedy kiedy jestem pewna, że się wyrobię i projekt będzie dopracowany. Dzięki temu zawsze mam wszystko zaplanowane, trzymam się ściśle harmonogramu i nigdy nie przekroczyłam deadline’u, a moi klienci bardzo sobie cenią terminowość i jakość prac.
Jak rozpoznać takiego klienta?
Otóż bardzo łatwo. Taki klient pośpiesza nas już na etapie wyceny, często używa słów: “ASAP”, “na wczoraj”. Czasami dodatkowo pyta, czy możemy pracować po godzinach i w weekendy.
Pan Złotówa
Pan Złotówa obiecuje długotrwałą współpracę i próbuje na wszystkim oszczędzić, w większości wypadków nie interesuje go jakość tylko cena. Zdarzają się jednak przypadki, kiedy taki klient oczekuje dodatkowo wysokiej jakości w cenie, która wystarczy ewentualnie na zakup wacików (nie wspomnę tutaj o kosztach stworzenia dzieła i prowadzenia firmy). Negocjacje ceny i wymiana korespondencji dotyczącej kosztorysu często trwa dłużej niż realizacja zlecenia.
Miałam okazję współpracować z Panem Złotówą. Raz podjęłam się tańszego zlecenia z obietnicą stałej współpracy, było to zaraz po moim urlopie, kiedy nie miałam jeszcze zaplanowanych prac, bo przez dłuższy czas nie wysyłałam ofert. Długo mi się to odbijało czkawką. Okazało się, że strona internetowa, której realizacja miała wynieść kilkanaście godzin ciągnęła się przez 3 miesiące – oczywiście w cenie mocno preferencyjnej. W tym czasie mogłabym wykonać więcej znacznie ciekawszych zleceń.
Oczywiście często występują także problemy z terminowym opłacaniem faktury po zakończeniu zlecenia. Kilka miesięcy opóźnienia w płatności – kto by na to zwracał uwagę. Teraz już przed opłaceniem faktury nie przekazuję działającej strony na serwer klienta i mam 99% faktur opłacanych w terminie 😉
Jak rozpoznać Pana Złotówę?
Takiego klienta także bardzo łatwo jest odfiltrować na etapie oferty, będzie on oczekiwał dodatkowych rabatów, będzie obiecywał długotrwałą współpracę przy kolejnych projektach i prosił, aby to uwzględnić przy wycenie. Często usłyszysz słowa “a jak będzie wyglądała cena dla agencji reklamowej”?
Przemytnik
Pan Przemytnik to jest zazwyczaj bardzo inteligentny człowiek, który wie jakie ceny są na rynku. Na etapie przygotowywania oferty nie przekazuje on wszystkich wymagań dotyczących projektu. Opowiada tylko o najważniejszych funkcjach, a na szczegółowe pytania odpowiada, że nie mają one teraz znaczenia na etapie wyceny. Następnie podczas realizacji projektu przemyca dodatkowe prace w uwagach do dotychczasowych prac. W ten sposób usypia czujność wykonawcy i kamufluje je w bardzo długiej liście nieistotnych poprawek. Nawet jeśli wykryjemy te dodatkowe rzeczy, zazwyczaj będą one pojedyncze i nie będziemy ich dodatkowo wyceniać.
Niestety w końcowym zestawieniu okazuje się, że może być ich, bardzo zręcznie ukrytych, nawet kilkanaście. A my przeznaczyliśmy na realizację tego zlecenia 2 razy więcej czasu niż było przewidziane w ofercie. Mało tego, jeśli w pierwszej takiej turze poprawek zrobimy jedną rzecz za darmo, o której wcześniej nie było mowy, to jest to dla takiego klienta argumentem, że resztę też mamy zrobić w cenie.
Bardzo trudno jest uciąć te niekończące się tury poprawek. Zdarza się, że poprawki takie się wykluczają lub nawet zmieniamy kilkukrotnie tą samą rzecz i wracamy do punktu wyjścia. Takie poprawki często przypominają mi podróż bez mapy. Takiemu klientowi bardzo trudno wytłumaczyć, że coś będzie wyglądało źle. Nie zatrudnia on specjalisty, który mu poradzi i zrobi wszystko zgodnie z najnowszymi trendami i technologiami. Zatrudnia on kogoś kto 1:1 zobrazuje jego wizję, która nie zawsze jest najlepsza.
Jak rozpoznać Przemytnika?
Bardzo trudno jest poznać na etapie oferty takiego klienta, ponieważ w większości przypadków pokazuje swoje prawdziwe oblicze dopiero podczas realizacji strony. Jednakże bardzo dobrym sposobem jest zamieszczenie w umowie informacji ile rund poprawek jest w cenie projektu i ile kosztuje wprowadzenie kolejnych (najlepiej podać stawkę godzinową). W większości ukróci to już na starcie niecne plany takiego klienta 🙂
Szef
Pan Szef jest zbyt ważny, aby nadzorować realizację przez Ciebie zlecenia i przekazuje nadzór komuś innemu np. swojej sekretarce. Nie bardzo interesuje się postępem prac, wielokrotnie powtarza, że zdaje się na gust swojego podwładnego, często nie przychodzi w ogóle na umówione spotkania, bo ma na głowie ważniejsze rzeczy.
Nie byłoby w tym nic złego. Rozumiem, że bycie szefem pociąga wiele obowiązków i konieczne jest delegowanie zadań. Problem pojawia się wtedy, gdy projekty zaakceptowane, zlecenie jest już wykonane, faktura wystawiona, a Ty nagle dostajesz telefon, szef właśnie zobaczył projekt, w ogóle mu się nie podoba, nie ten kolor, nie ta stylistyka i trzeba wszystko zmienić. I co wtedy?
Okazuje się, że wymagania szefa mogą być inne niż wymagania osoby wydelegowanej. W moim przypadku w cenie dostosowałam stronę www do potrzeb szefa, mimo, że czas na zgłaszanie uwag był na etapie akceptacji projektu graficznego i wymagało to ode mnie dodatkowych nakładów pracy.
Jak poznać Szefa?
Szefa jest bardzo łatwo poznać, jest wiecznie zapracowany, nie ma z nim zbyt dużego kontaktu. Wyceną zajmują się inne osoby wydelegowane przez niego, z którymi bezpośrednio się kontaktujesz. Nie jest to zły klient, ale już na początkowym etapie realizacji zlecenia dowiedz się, kto jest w firmie osobą decyzyjną i kto ma ostatnie zdanie. Na każdym ważnym etapie akceptacji wymagaj, aby dostać feedback od tej konkretnej osoby.
Jak sobie radzić?
Najważniejsze to wypracować sobie swoje własne reguły współpracy z klientami, aby była ona miła i przyjemna dla obydwu stron. W końcu freelance jest pracą w ukochanej dziedzinie. Nie psuj sobie tego wybierając klientów, z którymi źle Ci się pracuje. A co kiedy natrafisz na takiego lub innego nieprzyjemnego typa?
Nie panikuj! Realizuj zlecenie najlepiej, jak potrafisz i wyciągnij wnioski na przyszłość. Dodaj nowy zapisek do umowy lub zapamiętaj sygnały ostrzegawcze i nie podejmuj więcej współpracy z takimi osobami. Być może pojawią się sytuacje, w których nie będzie kolorowo, ale jeśli dadzą Ci one do myślenia to będzie ich coraz mniej. U mnie takich klientów pojawiło się zaledwie kilku w ciągu kilku ostatnich lat, ale dobrze ich pamiętam i już wiem jak sobie z nimi radzić 🙂
Czy masz jakieś swoje “ulubione” typy klientów?
37 Komentarze
Oj, tych czarnych typów klientów jest wieeelu, i jeszcze są podtypy 😀 Fajnie ich generalnie podzieliłaś.
Ja mam ostatnio do czynienia z klientem Rekinem Biznesu. Rekin biznesu mówi mi, na czym powinnam zarabiać (moja praca to częściowo usługi projektowo a częściowo handel konkretnym towarem), jakie mam koszty prowadzenia działalności i jakie w związku z tym marże mam prawo zakładać. Zawsze wie lepiej, nawet jeśli się myli i ja podpowiem mu lepsze rozwiązanie, to i tak on wie lepiej i przecież to był jego pomysł 😉 Na szczęście nie jest złotówą i Rekin Biznesu zdaje sobie sprawę ze swojej lekkiej ekscentryczności i jest gotów płacić za ten luksus 😉
Świetnie opisany Rekin Biznesu! 😀 Mi znacznie lepiej się z takim delikwentem pracuje, jeśli nadam mu odpowiednią nazwę 🙂 Wiem, że może się trafić wiele różnych typów i podtypów, ja miałam szczęście trafić tylko na takich 4, których źle wspominam i mogłam ich tak skategoryzować.
Typy też się mogą łączyć np. mój Przemytnik ma też coś z Pana Mam Zawsze Rację, ale u mnie się złożyło to w jednego klienta, więc trudno było mi to rozdzielić 🙂
Świetnie to opisałas:) A czy wspolpracowalas kiedyś z przedstawicielami administracji? Zanim poszłam na macierzyński, zajmowałam się m.in. negocjowaniem umów np. z agencjami reklamowymi czy wydawnictwami w jednym z warszawskich urzędów. Wiem, że mieliśmy ze względu na przepisy różne specyficzne wymagania np. 21-dniowy termin płatności faktur. Ciekawa jestem jak jako klient wygladalismy w oczach drugiej strony:)
Dzięki! Tak współpracowałam kilkukrotnie, ale była to przyjemność! 🙂 A wymagania dotyczące przepisów to nie jest żaden problem i wcale mi to nie przeszkadzało 🙂
Jejku, przeraża mnie to wszystko – klienci i ich humorki też, ale trzeba próbować jeśli czegoś bardzo się chce, prawda? W tym wypadku jest to praca jako freelancer 🙂 Nie mogę nadziwić się jak u Ciebie jest pięknie i funkcjonalnie, tak nawiasem mówiąc 🙂
Prawda! Dodam, że nie wszyscy klienci mają humorki, w większości przypadków są to naprawdę cudowni i mili ludzie 🙂 Dzięki! Wspaniale słyszeć takie pochwały 🙂
Bardzo ciekawa analiza 🙂 Świetnie, że uspokajasz i podpowiadasz jak sobie radzić z takimi klientami, bo dla początkujących osób może wydać się to za trudne 🙂 Pozdrawiam 🙂
Fakt, gdybym na początku swojej drogi przeczytała taki artykuł, to być może wiedziałabym od razu, jak działać z takimi klientami 🙂
Wszystkie wymienione przez Ciebie typy nie sa moimi ulubionymi, a raczej nie były. Wyszłam już ze świata korpo, w którym tacy przemytnicy, asapiści, złotówy i szefowie dawali o sobie znać przy każdej nadarzającej się okazji. Zdarzało się, że potrafiłam się im przeciwstawić dyplomatycznie tłumacząc np. typowi ASAP, że albo termin albo jakość. Oni naprawdę czasami myśleli, że trudno się zorientować w pierwszych paru minutach z jakim typem mamy do czynienia.
Albo mam szczęście do ludzi, albo specyfika branży, albo już odpowiednio selekcjonuję klientów, że nie trafiam na takich zbyt często. Aczkolwiek warto ich sobie zdefiniować, aby wyciągnąć wnioski na przyszłość 🙂 W korpo nigdy nie pracowałam, dlatego pierwszą styczność z takimi delikwentami miałam “na swoim”.
Heh, widzę, że wszyscy mają tych samych klientów 🙂
Fajna nazwa “przemytnik”, jakoś nigdy nie wiedziałem, jak go nazwać.
A szef… Dwa razy miałem “przyjemność” (że tak sobie zażartuję) i dwa razy mi się ro odbiło.
Klienci to temat rzeka, u mnie też się przewija co jakiś czas, zwłaszcza gdy któryś mnie wytrąci z równowagi.
Ale najlepsze jest to, że wraz ze wzrostem doświadczenia umiesz takich klientów rozpoznać (wyczuć?) od pierwszej chwili i albo od razu kończysz temat (niech szuka innego leszcza) albo dajesz taką cenę, że po prostu opłaca się trochę przemęczyć, żeby potem mieć dłużej luz. No chyba, że trafi się Szef-złotówa-przemytnik-ASAP 🙂
Jak pisałam ten artykuł to kilkukrotnie zmieniałam określenie takiego klienta i żadne mi nie pasowało, dopiero jak wymyśliłam przemytnika, wiedziałam, że to jest to 😀
Na szczęście w przypadku stron internetowych nie spotkałam się jeszcze z takim klientem, który stwierdziłby, że zapłaci jeśli strona mu się spodoba. Ale wiem, że graficy mają z tym notoryczny problem :/
A to, że po jakimś czasie wyczuwa się takich na kilometr jest to prawda 🙂
Mój pierwszy klient był właśnie taki-4 w jednym! Nie dziwię się teraz, dlaczego współpraca tak źle się potoczyła. Ale tak, jak pisała Ola-bardzo dużo się nauczyłam (taki zimny prysznic na sam początek) i już się taki nie powtórzył. Prawda jest też taka, że już na pierwszym spotkaniu czułam, że coś jest nie tak, ale nie wycofałam się ze względu na te początki, no i bardzo poważne zlecenie. Nie warto. Słuchać intuicji to podstawa.
świetny post!! notuje wszystko ku przestrodze 🙂 Dzięki!
Cieszę się 🙂 Może dzięki niemu nie będziesz musiała się uczyć na swoich błędach 🙂
Ja miałam do tej pory jednego klienta, który zapadł mi w pamięć, mimo że współpraca z nim odbyła się już 4 lata temu. Była podpisana umowa, jasno ustalone warunki, wszystko dogadane, po czym po oddaniu materiału zaczęły się pretensje, że czemu nie wszystko, granie na uczuciach – “bo dla Pani to kilka zdjęć, a dla mnie pamiątka na całe życie” i marudzenie. Co najdziwniejsze, mimo że wydawało mi się, że rozstaliśmy się w dość nieprzyjemnej atmosferze, bo ja powołałam się na zapisy umowy i tyle – jeszcze dwa razy nastąpiła próba współpracy ze strony tego klienta 😉 Ale moje zdrowie psychiczne ważniejsze, więc zawsze wykręcałam się zajętym terminem 😉
U mnie także jeden z tych nieprzyjemnych typów, który opisałam był zadowolony z efektu i nawet polecał mnie kolejnym klientom 😉 Ważne to nawet jak trafi się na takiego klienta to podejść do niego profesjonalnie bez zbędnych negatywnych emocji i po prostu wyciągnąć wnioski na przyszłość oraz zastanawiać się warto podejmować taką współpracę.
Jest jeszcze mój ulubiony typ “Pan Portfolio” 😀
Jak się zachowuje “Pan Portfolio”? Jestem ciekawa 🙂
Ile ludzi tyle różnych postaw. Zawsze znajdzie się jakieś zgniłe jabłko w koszyku jak to mawiają. Najważniejsze to umieć się obronić, być asertywnym, nie zgadzać się na coś co będzie tylko na szkodę siebie samego.
Fajnie to ujęłaś 🙂 Trzeba sobie opracować własny system radzenia sobie z takimi klientami 🙂
mnie jako przedsiębiorcę “prześladowały” Złotówy. Zawsze było “oj wie pani, teraz pani mniej policzy, to może znowu się do pani zgłoszę”. albo “no coś drogo. a wie pani, kilka takich zleceń i wyjdzie pani na swoje”. a na moją uwagę “dobrze, w takim razie poproszę o pisemne zobowiązanie, że zamówi pan/pani ode mnie kolejną partię za miesiąc, dwa i trzy. wtedy dam pani ceny umowy długotrwałej” padało “no wie pani. a skąd ja mogę wiedzieć…”. no właśnie 🙂
Fajny pomysł z tym zobowiązaniem pisemnym 😉 Ja to zmieniłam na rabaty dla stałych klientów, które są dostępne dopiero przy zamawianiu kolejnych zleceń, a nie pierwszego 🙂
o to jest świetny pomysł. zawsze, jeśli będzie miał wybór pomiędzy dwiema podobnymi usługami, wybierze znaną i z rabatem:)) świetne
Dokładnie 😀
Ooooo to jest myśl! I wróży to dłuższą współpracę z Klientem.
Fajne zestawienie, jednakże według mnie nie ma sensu tworzenie antagonizmów po żadnej ze stron w relacji twórca-klient. Zamawiałam różne rzeczy graficzne i pewnie znajduję jakieś cechy tych czterech typów klientów w sobie – ale wierzcie mi, drodzy twórcy – że jest to poniekąd efekt tego, że wśród Was znajdują się także oszuści, leniwcy, amatorzy udający profesjonalistów itd. Klienci byliby zapewne zawsze idealni, gdyby mieli wyłącznie dobre doświadczenia – ja takich nie mam.
Płacenie wtedy, kiedy projekt się dopiero spodoba – myślę, że można to jakoś obejść, proponując np. najpierw szybki rysunek na kartce papieru, zanim się będzie tworzyło całą stronę www. Ale jako klient – mam prawo np. nie zaakceptować czegoś, co mi się nie spodoba. Ktoś tu poniżej w komentarzu dodał historię z “panem Łukaszem”. Miałam identyczny przypadek, kiedy koleś miał świetne portfolio, dobrą kreskę, wspaniałe, nowoczesne projekty (mój ulubiony minimalizm, prostotę, szlachetne kolory itd), a kiedy dostałam projekt logotypu mojej firmy, to chciało mi się płakać. Projekt nadawał się na fanpejdż “Grafik płakał, jak projektował”. Lata 90. kwiczały radośnie, stylistyka, kolory – wszystko było nie tak. I tak – też dałam zadatek i ten zadatek straciłam, bo po kilku moich wskazówkach i zmianach gość stwierdził, że tyle czasu musi poświęcić na poprawki, że mu się to nie opłaca. Jak się domyślacie, wspólpraca została zerwana.
Może warto powalczyć o jakieś zrzeszenie się, zrobienie bazy dobrych i uczciwych twórców – choć pewnie to utopia, jako klientka tylko tam szukałabym wykonawcy moich zleceń. Póki co – dla mnie każde zlecenie to zawsze wielka niewiadoma. I pamiętajcie o tym, Twórcy, że ktoś, kto wydaje pieniądze, chce mieć poczucie, że je dobrze wydał i że dostał to, czego oczekuje. Tak już jest urządzony świat. Jeśli macie ten komfort, że odrzucacie klientów, bo wyczuwacie w nich jeden z tych typów, to gratuluję ruchu w biznesie. Ja jako klient nie mam tego komfortu, żeby mieć do wyboru 6 prac sześciu różnych twórców i wybrać sobie ten najlepszy. Tak więc prawda jest zawsze pośrodku.
Na koniec – w tych typach klientów zabrakło chyba najważniejszego, najgorszego i tak naprawdę jedynego typu, którego twórca powinien unikać. To ten, który z góry nie zamierza płacić za projekt lub kradnie pomysły, po czym rezygnuje ze współpracy, żeby potem ze znajomym grafikiem dokończyć dzieło za darmo. Pozostali to mały pikuś.
Bardzo wartościowy komentarz, który ukazuje jak to wygląda z drugiej strony.
Ten najgorszy typ, o którym piszesz na szczęście mi się nie przydarzył. Zazwyczaj eliminuje ich zaliczka opłacana przed przystąpieniem do prac. Nie zdarzyło mi się także, aby klient był niezadowolony. Nawet Ci klienci, o których napisałam w tym artykule byli zadowoleni z efektów pracy. Jak już ich spotkałam to nie marudziłam i nie kręciłam nosem, tylko robiłam swoje i przy okazji dokładnie zapamiętywałam spostrzeżenia, aby więcej takie współprace się nie powtórzyły. Ewentualnie dodawałam kolejne zapiski do umowy, które takich klientów by filtrowały na starcie.
Najwięcej zleceń otrzymuję z poleceń dotychczasowych klientów, dlatego bardzo dbam o każdego z nich. Może to wszystko zaprocentować w przyszłości fajnymi projektami. A przecież o to chodzi, aby robić to co się kocha w otoczeniu wspaniałych ludzi! 🙂
Ja mam straszny problem z jednym klientem własnie “przemytnikiem” i to strasznym. A problem polega na tym, że klienta jest zbyt… uprzejma. A ja zbyt mało asertywna. Zgodziłam się na współprace rok temu za obniżona stawkę bo projekt jest bardzo ciekawy i nowatorki, a ja szukałam i pierwszych klientów na gwałt i projektów, w których można się pokazać. Jednakże w swym niedoświadczeniu nie doprecyzowałam umowy, a później nie zorientowałam się kiedy powinnam powiedzieć: dość! I projekt który z 2 mies. przeciągnął się do roku. Klient choć sam z siebie miły, a projekt bardzo fajny i rokujący na duży sukces, nagminnie nadużywał zapisu w umowie “ilość ustalają strony”. Robiłam 20 ilustracji a następnie słyszałam, ze nie wchodzą do finalnego produktu. gdy zwróciłam teraz uwagę, że klient nie powinien mieć praw do tych ilustracji usłyszałam, że “przygotowała je pani dla mnie, niezależnie czy je wykorzystałem, czy nie” no i znów źle przygotowaną umowę można interpretować na różne sposoby.
Gdy zostałam spytana o umowę na nowy projekt z góry zapowiedziałam, że zasady się zmienią. Co też nie spotkało się z entuzjazm, a wręcz ze słowami “ja tu panią promuję, ja dla pani wszystko, a pani tak mnie traktuje?” no ale w końcu ustaliliśmy stawkę.
Więc wszyscy młodzi uważajcie na siebie, zapisy w umowie i takich klientów. Brrr
Warto pracować nad asertywnością, bo jeśli raz będziemy mieć z tym problem to dokładnie tego będzie od nas klient oczekiwał przy kolejnych współpracach. Trzeba uważać.
Teraz to wiem, ale po fakcie :/
Taaaa skąd ja to znam- w mojej branży niestety przede wszystkim mamy Pana Złotówkę!!! Damn it! Ostatnio stosuje słowa Marcina Osman – to jest cena, albo Ciebie stać, albo poszukaj gdzie indzie. Niestety, szkoda naszej energii dla osób, które nie doceniają naszej pracy. Pozdrawiam Ciebie Olu i Twoich followersów 🙂
Pozdrowienia dla Ciebie również! 🙂
Ale fajne Ola 🙂 Póki co zaczynam – nie miałam jeszcze takich klientów. Czuję się farciarą 😉
Ja na szczęście miałam ich niewielu 🙂 Ale to dlatego, ze z każdej takiej współpracy wyciągam wnioski na przyszłość, to dużo daje 😀
Przemytnik- trafne określenie 🙂 Ja mam alergię na Niezdecydowanych, którzy potrafią zmienić specyfikę zlecenia w połowie projektu. Strata energii i czasu/
Trzeba podpisywać umowę z załącznikiem dotyczącym specyfikacji inaczej może projekt ciągnąć się miesiącami, a taki niezdecydowany nigdy nie będzie wiedział czy to jest to o co mu chodzi.